Nie do wiary!
Nie do wiary!
Z prof. dr hab. Anną Pobóg-Lenartowicz, mediewistką z Instytutu Historii UO, rozmawia Barbara Stankiewicz
– W opolskiej katedrze trwa zasypywanie stanowisk archeologicznych – efektów prac zainicjowanych ponad rok temu przez dr Magdę Przysiężną-Pizarską z Instytutu Historii UO. Była Pani dobrym duchem prowadzonych tam badań i członkinią – razem z naukowcami z całej Polski – zespołu uniwersyteckiego, który obok zespołu Kurii Biskupiej w Opolu pracował nad koncepcją zabezpieczenia i wyeksponowania tych sensacyjnych odkryć, które właśnie są zasypywane… Kto i dlaczego podjął tak absurdalną decyzję?
– Zacznijmy od początku. Jest połowa lipca ub. roku, katedra zostaje zamknięta w związku z planowanym zdjęciem posadzki i przygotowanie nowej – pod ogrzewanie podłogowe. Wtedy zjawia się tam dr Magdalena Przysiężna-Pizarska, żeby zabezpieczyć zdejmowane płyty. Szybko pojawiły się pierwsze odkrycia, za nimi kolejne, szybko więc pojawiłam się w katedrze i ja, nie tylko jako mediewistka, ale i jako osoba wspierająca ją w tej bardzo samotnej – na początku – pracy. Bo pani Magda nie miała żadnego zaplecza, a ja – jako członkini Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Historycznego i przewodnicząca opolskiego oddziału PTH – mogłam ją wesprzeć także instytucjonalne. A wsparcie było potrzebne, bo – trzeba sobie jasno powiedzieć – kolejne odkrycia archeologiczne, najpierw na zewnątrz, a potem wewnątrz katedry, nie były na rękę duchownym zarządzającym świątynią, którzy chcieli jak najszybciej zakończyć trwające od kilku lat prace remontowe.
Punktem zwrotnym okazał się dzień, kiedy w ramach tego remontu w katedrze przystąpiono do próby zerwania istniejącej posadzki – z myślą o zainstalowaniu ogrzewania podłogowego. Na placu przed kościołem pojawiły się koparki, lada moment miały wjechać do środka. A przecież – wiedzieliśmy o tym! – pod posadzką były groby, które za chwilę te wielkie maszyny przemielą.
– Bo w każdym starym kościele są jakieś groby?
¬ To nie były przypuszczenia, tylko wiedza oparta na dokumentach – takie opisy dotyczące pochówków sporządzili jeszcze Niemcy, robiono je także po wojnie. Co więcej, na posadzce w katedrze było widocznych kilka płyt nagrobnych – przez wiele lat stały na nich ławki, mimo to dało się odczytać niektóre napisy. A skoro były płyty nagrobne, musiały pod nimi być groby. Zaraz po wojnie niektóre z tych płyt (żeliwne płyty z kaplicy Oppersdorffów, dzisiejszej kaplicy Piastowskiej i z kaplicy Beesów) opisał Kazimierz Sękowski, pracownik AGH, w wydanym przez siebie opracowaniu. Wtedy te płyty znajdowały się jeszcze w katedrze, niestety w latach 60. zostały powieszone na zewnętrznych ścianach katedry, co naturalnie nie przyczyniło się do ich konserwacji… Dziś są mocno skorodowane, niektórych napisów nie da się odczytać. I kiedy dr Magdalena Przysiężna-Pizarska odkryła szczątki ludzkie pod tablicą Oppersdorffów, byłam przekonana, że to są szczątki osób, których nazwiska na tej tablicy widnieją. Wtedy napisał do mnie brat Kazimierza Sękowskiego, niedawno zmarły, znany opolanom pasjonat historii, Roman Sękowski, polecając mi wspomnianą książkę swojego brata Kazimierza. Z książki jasno wynikało, że tak nie jest – tablice, podczas któregoś z remontów zostały umieszczone w sposób zupełnie przypadkowy. Co nie zmieniało faktu, że pod posadzką z całą pewnością są pochówki, więc nie można dopuścić do ich zniszczenia, a na to się zanosiło, bo przed katedrą właśnie pojawiły się koparki. W dniu, kiedy miały przystąpić do zrywania posadzki, Magda zwołała pospolite ruszenie. To byli nasi studenci, absolwenci, pasjonaci historii, dziennikarze… Też tam byłam. Powiedzieliśmy jasno: jak trzeba będzie, położymy się na tej posadzce, nie dopuścimy do zniszczenia kamiennych płyt, które tam jeszcze zostały. Bo część z nich w latach 60. w trakcie remontu zerwano i przeniesiono do ogrodu przy plebanii, leżą tam, niektóre mocno poniszczone.
– Gdyby nie ten remont, płyty leżałyby spokojnie na swoich miejscach, nie byłoby zatem kłopotu z ustaleniem, czyje groby przykrywają…
– Nikt by o tym barbarzyństwie się nie dowiedział, gdyby nie ojciec Edward Frankiewicz, franciszkanin, pasjonat historii, który m.in. opisał historię klasztoru Franciszkanów, przewodnik po kaplicy Piastowskiej… Widocznie sumienie mu nie pozwoliło milczeć, opublikował więc w jednym z czasopism sprawozdanie z tych prac remontowych, opisując zdjęte płyty oraz pochówki, jakie miały miejsce w katedrze, dzięki czemu mieliśmy pewność, że te groby nadal tam są. Naszym zadaniem było więc po pierwsze, ocalić posadzkę, po drugie – ustalić, kto mógł być pod nią pochowany.
– I to byłoby zadanie dla historyka, czyli dla Pani…
– Tak, tu potrzebna była wiedza historyka, oczywiście uzupełniona o różnego rodzaju kwerendy w archiwach, poszukiwania w księgach fundacji kościelnych (bo często wyjątkowo hojni darczyńcy byli pochowani w kościołach), metrykalnych… Ale najpierw trzeba było te szczątki wykopać – i to było zadanie grupy dr Magdaleny Przysiężnej-Pizarskiej.
– Tymczasem koparki usiłują wjechać do katedry…
– Wjechały! Od strony jednej z kaplic koparka już zaczęła kopać, ale prace wstrzymano, myślę, że z powodu obecności dziennikarzy, którzy pojawili w katedrze. Była tam też pełnomocniczka biskupa ds. realizowanych obiektów, powiedziałam jej, że jak media pokażą, jak tu się mieli ludzkie kości, to trudno będzie kogokolwiek przekonać, że to nie jest profanacja. Była też przy tym wojewódzka konserwatorka zabytków. W końcu stanęło na tym, że na razie prace remontowe zostają wstrzymane. Trochę nerwowo się zrobiło, wykonawca się denerwował ze względu na uzgodnione terminy, strona kościelna też nie była zadowolona, bo pod koniec czerwca 2022 r. biskup zapowiedział uroczystości jubileuszowe z okazji 50-lecia diecezji… Wszystkie pielgrzymki miały się kończyć właśnie w katedrze, harmonogram został rozpisany, a tu nagle okazało się, że katedrę trzeba zamknąć ze względu na prace wykopaliskowe.
– Prace archeologiczne prowadziła dr Magdalena Przysiężna-Pizarska, ale żeby je prowadzić, trzeba było przygotować teren, robić kolejne wykopy… Kto się tym zajął?
– Głównie nasi studenci i absolwenci. To była gigantyczna praca, oczywiście nieodpłatna. Szybko dołączyły do nich osoby, które po prostu usłyszały o pracach w katedrze i chciały w nich wziąć udział. Do początku grudnia 2022 r. wszystkie prace wykonywali wolontariusze, niektórzy spędzali w katedrze nawet po 20 godzin. Pracowali pod opieką pani Magdy, wspomaganej przez prof. Hannę Kóčkę-Krenz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza, wybitną archeolożkę, która m.in. odkryła baptysterium Mieszka w katedrze poznańskiej, miała też w związku z tym ogromne doświadczenie w rozmowach z biskupami, oraz pod opieką prof. Andrzeja Legendziewicza. W lipcu i sierpniu ub. roku nie było właściwie dnia, żebyśmy nie toczyli takich rozmów z proboszczem parafii, bo obszar wykopalisk w katedrze coraz bardziej się powiększał, pojawiały się kolejne odkrycia… Magda zapraszała kolejnych parlamentarzystów, wojewodę, samorządowców, osoby, które mogły pomóc ocalić wykopaliska, ja właściwie nie wychodziłam od biskupa Andrzeja Czai, który coraz bardziej doceniał wagę tych odkryć, martwił się tylko, skąd na te prace zdobyć pieniądze. Z ramienia Polskiego Towarzystwa Historycznego wystąpiłam do Urzędu Marszałkowskiego Woj. Opolskiego o tzw. szybki grant (nie więcej niż 10 000 zł) na zdjęcie i zabezpieczenie płyt – liczyliśmy, że będzie ich może siedem, tymczasem już po oczyszczeniu posadzki okazało się, że jest ich 19, z fragmentami napisów, wizerunków i płaskorzeźb, pokrytych grubą warstwą osadu, kurzu…
Ziemia pod posadzką odsłaniała coraz więcej tajemnic. Już w pierwszym tygodniu po wbiciu pierwszej łopaty w ziemię, pod jedną ze zdjętych płyt posadzkowych na głębokości 70 cm ukazała się pierwsza służka, czyli element konstrukcyjny filara z dekoracją w postaci kwiatów.
– Czyli dowód, że katedrę wybudowano na miejscu dawnego kościoła – Pani od dawna stawiała tezę, że wcześniej stał tam kościół wybudowany za czasów Kazimierza I Opolskiego…
– To prawda. Prof. Andrzej Legendziewicz z Politechniki Wrocławskiej, wybitny specjalista od średniowiecznej architektury sakralnej na Śląsku, obejrzał tę służkę i bezbłędnie wytypował kolejne miejsca, w których należy kopać. I tak zaczęły się odsłaniać fragmenty architektoniczne dawnej zabudowy, czego nie było w planach, a co z czasem stało się zarzutem, bo mieliśmy przecież szukać pochówków… To był dowód bezsporny: z pewnością stał tam kiedyś kościół, kamienno-ceglany, wybudowany w latach 20. XIII w. przez Kazimierza I Opolskiego – może w podzięce za szczęśliwy powrót z wyprawy krzyżowej, z której przywiózł relikwie Krzyża Świętego, a także żonę… Z odsłoniętych obrysów wynikało, że ten pierwotny kościół (spłonął w pożarze w 1415 r.) był bardzo okazały, niemal tak duży, jak dzisiejsza katedra, jego ołtarz sięgał początku dzisiejszego, a wejście świątyni znajdowało się w przedsionku katedry. Miał olbrzymie kolumny.
– Prace archeologiczne w katedrze rozpoczęły się w połowie lipca ub. roku, ale po kilku miesiącach, na początku grudnia, zostały wstrzymane przez wojewódzką konserwatorkę zabytków. Dlaczego? Z powodu zimowych temperatur?
– Tak myśleliśmy, ale okazało się, że nie chodzi o warunki atmosferyczne, bo badania zostały wstrzymane aż do lipca tego roku. Czyli od grudnia 2022 r. do lipca 2023 r. nie można było prowadzić w katedrze żadnych prac! A potrzebowaliśmy na nie raptem kilku miesięcy – w czerwcu tego roku zakończylibyśmy wszystkie badania.
– Podejrzewam, że strona kościelna przeraziła się ogromu prac archeologicznych i coraz śmielszych hipotez dotyczących wartości tych znalezisk, co oznaczało konieczność ich ekspozycji. Szukano więc argumentów wymuszających zaniechanie naszych badań. Dlatego najpierw poszukiwano specjalistów, którzy mogliby podważyć wagę naszych odkryć. Bezskutecznie. Później poszukiwano bakterii niebezpiecznych dla zdrowia, a na pewno obecnych w jamach grobowych – badania wykazały jednak, że ich tam nie ma… Ekspertyza fachowców, profesorów geologii, obaliła też kolejny podnoszony argument – że prace archeologiczne naruszą fundamenty katedry. I to właśnie próby podważenia sensu prowadzenia prac archeologicznych w katedrze zajęły tych kilka martwych miesięcy – tak mi się dzisiaj, z perspektywy czasu, wydaje. Wtedy nikt, łącznie ze mną i panią Magdą, tego nie mógł zrozumieć: odbierałam telefony od dziennikarzy, od innych księży i od mieszkańców Opola, wszyscy pytali, dlaczego w katedrze nic się nie dzieje…
– Tymczasem na konto Uniwersytetu Opolskiego wpłynęły z Ministerstwa Nauki pieniądze na sfinansowanie prac prowadzonych w katedrze…
– Pomogła nam ówczesna posłanka Violetta Porowska, która we wrześniu ub. roku zaprosiła do katedry ministra Przemysława Czarnka. Efektem tej wizyty była decyzja o przyznaniu 3 mln złotych. Te pieniądze wpłynęły w styczniu 2023 r. na konto Uniwersytetu Opolskiego jako placówki działającej pod opieką Ministerstwa Edukacji i Nauki – na badania statutowe, bo innej możliwości nie było. Nie można więc wykorzystać tej kwoty np. na ekspozycję wykopalisk czy sfinansowanie ogrzewania w katedrze. Można – na badania antropologiczne, badania DNA szczątków, na kopanie, kwerendy…
Ustalanie warunków umowy między uniwersytetem a katedrą trwało, nie z naszej winy, kilka kolejnych miesięcy. Rozważano powołanie trzech rad: biskupiej, rady z ramienia wojewódzkiego konserwatora zabytków i rady z ramienia uniwersytetu. Ostatecznie powstały dwie: biskupia (weszli do niej także uznani badacze, jak się później okazało – bardzo ulegli, wobec Kościoła, a więc krytyczni wobec naszych planów, którzy zresztą już w 2017 r. dokonali ważnych odkryć w katedrze, ale badania przerwali) i uniwersytecka, w skład której weszłam także ja. Mieliśmy się spotykać, od początku lipca tego roku, co najmniej raz na dwa tygodnie. Na pierwszym spotkaniu ustalono harmonogram prac, przewidujący wykonanie 14 wykopów i eksplorację w miejscach wskazanych przez dr Magdę Przysiężną-Pizarską i prof. Andrzeja Legendziewicza, usystematyzowano te badania, podzielono je na etapy, zakładając, że zaczynamy prace w lipcu, kończymy na początku października tego roku – mamy więc na to trzy miesiące.
Nie potrafię się z tym pogodzić, że tyle czasu straciliśmy. Bo gdyby te rady powołano w ub. roku – w czerwcu tego roku prace archeologiczne w katedrze byłyby zakończone. Bo członkami tych rad zostali naprawdę znakomici specjaliści – m.in. geodeci, geolodzy, antropolodzy, biolodzy, konserwatorzy zabytków, dzięki którym tempo badań było znacznie szybsze niż na początku, gdy prace w katedrze prowadzili głównie wolontariusze – z całym szacunkiem dla ich zapału. Rozpoczynając prace w katedrze, dr Magda Przysiężna-Pizarska mogła liczyć tylko na pasjonatów i wszystko spoczywało na jej głowie, więc różnica była diametralna. Dlatego w momencie powołania tych zespołów nasze nadzieje na to, że badania ruszą pełną parą były ogromne. Spotykaliśmy się często i regularnie, w katedrze spędzaliśmy każdorazowo po kilka godzin, to były bardzo konstruktywne dyskusje. Zdążyliśmy wykonać tych 14 wykopów, oczywiście w w tym czasie dokonywano nowych odkryć, ale na ich badanie już zgody nie było.
– Największym z tych odkryć była tumba…
– A nawet dwie, bo odkryliśmy dawny ołtarz główny, naprzeciwko niego pozostałość po starej tumbie, a po lewej stronie ołtarza – co ciekawe – odkryto jeszcze większą tumbę. I to właśnie jest najcenniejsze znalezisko, o które toczy się największa walka. W tej pozostałości po starej tumbie znaleziono tylko fragmenty trumny, prawdopodobnie szczątki zostały przeniesione do drugiej tumby, tej po lewej stronie ołtarza. Być może ten pierwszy nagrobek zaczął przeszkadzać w czynnościach liturgicznych, bo znajdował się dość blisko ołtarza, a być może były inne powody, faktem jednak jest, że po lewej stronie wybudowano nową tumbę, którą odkryliśmy później, a którą archeolodzy określają mianem sensacji. Badał ją osobiście prof. Romuald Kaczmarek, najlepszy specjalista od średniowiecznych nagrobków śląskich. Zachowały się tam m.in. fragmenty malowideł i ornamentów – zdaniem profesora są to unikatowe zdobienia, których dotąd nie widział na Śląsku, spotykane w Europie Zachodniej. Według prof. Andrzeja Legendziewicza tumba pochodzi z przełomu XIV i XV wieku. Pytał mnie: kto wybitny mógł w niej być pochowany? Odpowiedziałam: tylko jedna osoba, Władysław Opolczyk, bo zmarł w 1401 roku. Wprawdzie Długosz napisał, że Opolczyk został pochowany u franciszkanów, ale Długosz w wielu przypadkach bardzo się mylił. Powtórzyłam to, za namową profesora, podczas kolejnego spotkania naszych zespołów, w sierpniu tego roku. I wtedy proboszcz katedry zaczął przychylniej patrzeć na nasze poczynania, zdając sobie sprawę, jakim magnesem byłby dla katedry taki grobowiec. Podobnie zresztą złagodziła swoje stanowisko pani konserwator. Ze dwie godziny staliśmy przed tą tumbą, zastanawiając się, jak ją eksplorować, żeby jej nie uszkodzić. Znaleziono nawet sposób! Ale we wrześniu tego roku wojewódzka konserwatorka zabytków wszczęła procedurę zmierzającą do uznania tej tumby za zabytek ruchomy. Co oznacza, że do czasu podjęcia takiej decyzji wszystkie prace jej dotyczące zostają wstrzymane.
– To dobrze dla archeologów, dla tumby? Będzie można ją wynieść z katedry?
– No właśnie – nie bardzo. Bo nie dość, że jest ogromnie ciężka, to jeszcze nie da się jej wynieść bez naruszenia jej struktury, co jest wymogiem dla zabytków uznanych za ruchome. Z drugiej strony uznanie zabytku za zabytek ruchomy oznacza, że jego „zachowanie leży w interesie społecznym ze względu na posiadaną wartość historyczną, artystyczną lub naukową”.
– Spotkania zespołów straciły sens, skoro prace zostały wstrzymane…
– Ostatnie było w końcu sierpnia, a spotykaliśmy się co tydzień lub dwa, bardzo regularnie. I aż do 6 października nie odbyło się ani jedno. A 5 października okazało się, że biskup opolski podjął decyzję: cały teren pod posadzką katedry ma być zasypany.
– 6 października, czyli dzień po zamknięciu prac w katedrze spotkaliście się w kurii?
– To, co się stało 6 października, jest najbardziej w tej sprawie bulwersujące. To było posiedzenie komisji, która miała zdecydować, czy efekty prac wykopaliskowych zostaną wyeksponowane, i w jaki sposób. Na spotkanie pani konserwator zaprosiła m.in. prof. Romualda Kaczmarka, prof. Małgorzatę Chorowską, najlepszą specjalistkę od architektury średniowiecznej, prof. Janusza Pietrzaka z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego… Spotkanie w Kurii Biskupiej prowadził Andrzej Gołembnik jako pełnomocnik biskupa, sam biskup Andrzej Czaja uczestniczył w nim online. Wcześniej wszyscy, ponad 20 osób biorących udział w tym spotkaniu, dostaliśmy raporty z przebiegu dotychczasowych prac, prowadzonych w katedrze, sporządzone przez wszystkich specjalistów. Po czym zaczęła się prawie trzygodzinna dyskusja nad tym, czy eksponujemy znaleziska, a jeśli tak, to które, czy zostawiamy obrys kościoła, czy tylko filary, a może tylko najcenniejszą służkę… Bo formalnie prace zostały zakończone.
Mijają dwie godziny, my dyskutujemy, zastanawiamy się, jakie wyjście będzie najlepsze – zgodnie ze sporządzonym na piśmie programem spotkania. Programem obejmującym dwa punkty: dyskusja oraz… wybór płytek na posadzkę.
– Wynika z tego, że decyzja o zasypaniu wykopalisk zapadła jeszcze przed spotkaniem. To po co była ta długa dyskusja?
– Też nie wiem. Dwie osoby z komisji biskupiej, czyli profesorowie Jerzy Kos i Ireneusz Płuska – notabene to on był pomysłodawcą muzeum pod Sukiennicami, byli za tym, żeby zasypać wszystko. Jak to powiedział profesor Kos: najlepszym konserwatorem zabytków jest ziemia… A świątynia ma służyć liturgii. Większość uczestników spotkania było temu przeciwna, zwłaszcza wspomniani goście, których zaprosiła pani konserwator: te odkrycia trzeba wyeksponować, pytanie tylko – w jakim zakresie i co. Oczywiście, na pewno tumbę ze stojącym obok filarem z najpiękniejszą służką – te zabytki da się wykopać, ogrodzić, pozostaną, tak wyeksponowane, w katedrze. Obecni na spotkaniu specjaliści proponowali różne rozwiązania technologiczne stosowane z powodzeniem na świecie. Profesorowie z zespołu biskupiego upierali się: wystarczy przecież, że jest dokumentacja, zdjęcia, będzie można sobie to wszystko obejrzeć w internecie czy na wystawie fotografii… Profesor Płuska wytoczył nawet argument, że gdyby w Krakowie tak chcieli wszystko eksponować, to nie dałoby się przejść między kolejnymi reliktami. Zwróciłam mu wtedy uwagę, że tu jest Opole, a nie Kraków, my nie mamy tylu zabytków, my mamy tylko to unikatowe odkrycie – ważne dla całego Górnego Śląska. Ciekawe, czy gdyby podobnych odkryć dokonali w Krakowie, też by je zasypali? Przecież to jest niszczenie dziedzictwa kulturowego. Ale na tym moim głosie dyskusję zamknięto. Wtedy zabrał głos ksiądz biskup Andrzej Czaja.
– Ksiądz biskup początkowo był sceptyczny wobec rozmachu prac archeologicznych prowadzonych w katedrze, ale później zmienił zdanie i opowiadał się za ekspozycją odkryć archeologicznych…
– Do grudnia ub. roku był nam przychylny. A my obiecywaliśmy, że nie zrobimy z katedry muzeum, że odkopane zabytki, np. tumba, nie będą przeszkadzały w liturgii i że dołożymy wszelkich starań, żeby Ministerstwo Kultury sfinansowało koszt ich ekspozycji. Ale gdy ks. biskup zabrał głos na zakończenie spotkania, to przyznał, że wszystko zmieniła jego choroba: jako „właściciel tego miejsca” podejmuje decyzję o zasypaniu, bo katedra jest sercem diecezji i jej ma służyć. I tak się zakończyła dyskusja, czyli punkt pierwszy spotkania.
– I przeszliście do wyboru płytek na posadzkę?
– Najpierw były ogromne emocje. Bo przecież profesorowie przyjechali na to spotkanie z całej Polski, przez trzy godziny zastanawialiśmy się nad problemem, który – okazało się – już był rozstrzygnięty, więc część z nich po prostu wstała i wyszła. Bo czy nie można było zacząć od wypowiedzi biskupa? Zaoszczędzilibyśmy czas i nerwy.
I rzeczywiście, przeszli do wyboru płytek. Właściwie światełko powinno nam się zaświecić już na początku spotkania, kiedy przedstawiano uczestniczącego w nim kamieniarza… Najwięcej do powiedzenia w sprawie płytek mieli profesorowie Kos i Płuska, bo – jak się okazało – to oni właśnie będą odpowiedzialni za końcowy efekt. Pani konserwator zwróciła uwagę, żeby czasem nie było to ogrzewanie podłogowe, bo jeśli takie założą, wszystko co znajduje się pod posadzką błyskawicznie ulegnie zniszczeniu. Proboszcz tymczasem miał przy sobie projekt ogrzewania podłogowego właśnie. Inna rzecz, że nawet gdyby nie było to ogrzewanie podłogowe, to położenie posadzki sprawi, że za naszych czasów na pewno nie będzie ponownie zrywana. Dopóki nie ma płytek – jest jeszcze nadzieja.
Po tym spotkaniu żaden protokół końcowy nie został przez nas podpisany, bo jak wspomniałam, część osób wyszła jeszcze przed dyskusją o kafelkach. Telefonowaliśmy potem do siebie, zastanawialiśmy się, co można jeszcze zrobić, jak zaangażować polskie środowisko naukowe, gdzie szukać wsparcia, żeby ocalić odkrycia archeologiczne z opolskiej katedry…
Minęło dziesięć dni. 15 października, jak wiadomo, wszyscy żyliśmy wyborami parlamentarnymi, tymczasem nazajutrz, 16 października, pełnomocnik biskupa Andrzej Gołembnik wydaje oświadczenie. Biskup Andrzej Czaja uznał, że „zasypanie zabezpieczonych reliktów jest w obecnej sytuacji najlepszym z możliwych sposobów ochrony odkrytej substancji zabytkowej” – czytamy w komunikacie rozesłanym przez diecezję opolską. Co więcej, z treści komunikatu wynika, że właściwie jest to wspólna decyzja obu zespołów, a przynajmniej większości ich członków.
– Biskup uzgadniał ten komunikat z reprezentantami uniwersytetu? Pytam, bo zgodnie z treścią umowy strona kościelna nie będzie wydawała żadnych komunikatów bez uzgodnienia z uniwersytetem.
– Niekoniecznie. Ściśle mówiąc, uniwersytet nawet nie dostał tego oświadczenia. Powołuje się w nim pan Gołembnik na zdanie konserwatorów, którzy rzekomo uznali, że tak będzie najlepiej. Trzech czy czterech konserwatorów – na dwudziestu kilku kilku! Zaraz po ukazaniu się tego oświadczenia, my, naukowcy, pracownicy uniwersytetu, zaczęliśmy dostawać telefony i maile od oburzonych ludzi: jak możemy na takie barbarzyństwo pozwolić. Rozmawialiśmy z prof. Andrzejem Legendziewiczem o wydaniu naszego oświadczenia – ale zapis w umowie jest jasny: żadnych komunikatów bez uzgodnienia z kurią, potrzebna jest ekspertyza prawna… Z drugiej strony – roboty zostały zakończone, więc umowa wygasła. A poza tym strona kościelna umowy nie dotrzymała.
Postanowiliśmy jednak najpierw wysłać nasze oświadczenie do kurii, nie wiem, gdzie utknęło, ale do dziś nie ma dalszego ciągu. Profesor Legendziewicz napisał list otwarty do biskupa, apelował on i inni naukowcy z różnych ośrodków, żeby biskup wycofał się z tej decyzji. Cisza.
Minął miesiąc od zakończenia badań i od tego nieszczęsnego spotkania. Na uniwersytet spada straszny hejt. A w katedrze trwa zasypywanie. Robią to oczywiście nasi studenci, bo zobowiązano nas do przywrócenia stanu poprzedniego… Zastanawiam się, jaka dla nich z tego płynie nauka: najpierw ciężko się napracowali przy odkopywaniu zabytków po to, żeby teraz je ponownie zasypać… Płytki mają być położone do końca roku, bo ponoć parafianie domagają się otwarcia katedry. A przecież podczas Europejskich Dni Dziedzictwa wykopaliska w katedrze przyszło oglądać prawie tysiąc osób, jestem pewna, że to w większości byli parafianie… Były zapisy, kolejki, ludzie stali długo, żeby zobaczyć, co odkryto.
Pozostały nam zdjęcia. To jest wielkie barbarzyństwo! Ja długo starałam się być lojalna i wobec uczelni, i wobec kurii. Już pomijam, że tyle miesięcy ciężkiej pracy zespołu Magdy Przysiężnej-Pizarskiej i wolontariuszy poszło na marne. Dziś widzę wyraźnie, że od samego początku to była gra na zwłokę.
Ale tak nie można!
– Dziękuję za rozmowę.
Fot. Tomasz Przybyła